koscio 3Parafia pw. Błogosławionej Karoliny Kózki

35-505 Rzeszów, ul. Kościelna 15A

tel.:  609 259 834     mail:

Mistrzostwa Polski LSO w Radomiu

11 minutes | 2108 words

Mistrzostwa Polski LSO w Piłce Nożnej Halowej w Radomiu

radom 1 kopia

Każdy tego typu wyjazd ma własną historię. Ta jest dość długa, ponieważ zaczyna się kilka lat temu, gdy pierwszy raz miałem kontakt z piłką w LSO, o czym opowiadałem już wiele razy. Długi weekend w maju to zawsze bardzo specyficzny czas, już po raz trzeci z rzędu spędziłem go na Mistrzostwach Polski LSO w Piłce Nożnej Halowej. Gdańsk, Częstochowa, a teraz Radom, to miejsca, które towarzyszą naszym wspomnieniom.
Gotycka katedra w Radomiu okazała się być doskonałym miejscem na inaugurację mistrzostw, urzekała elegancją i schludnym wyglądem, a ja kolejny raz mogłem się przekonać, że głośne „Mistrzostwa LSO uważam za otwarte" może wywołać dreszcze na całym ciele. Zanim odwiedziliśmy katedrę mieliśmy obowiązek potwierdzić nasze uczestnictwo w turnieju, powitano nas więc całą torbą upominków i gadżetów, choć przyznam, że akurat torby to bardzo przydatny prezent. W zestawie otrzymaliśmy również terminarze rozgrywek, poznaliśmy więc rywali z którymi zagrać mieliśmy o awans z grupy do drugiego dnia rozgrywek.
Naturalnie, znając naszą drużynę, chłopaki bez przerwy szukali okazji by z czegoś się pośmiać. Rozrywki dostarczył tym razem ksiądz Rafał, który specjalnie na tę okazję zakupił nowy dres z jaskrawymi elementami, więc wyglądał dość efektownie. Po Mszy chwalił się, że gdy wszedł w tym stroju do zakrystii, wszyscy kłaniali mu się myśląc, że jest jakimś ksiądz-sportowcem.
Los przydzielił mecze naszej grupy do głównej hali mistrzostw, w Radomskiej budowlance, wiedzieliśmy więc, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, na drugi dzień, na tym samym parkiecie powalczymy o medale. Rok wcześniej pierwszy mecz przegraliśmy wysoko, taka jest specyfika pierwszej rozgrywki, trzeba być dobrze przygotowanym, bo wtedy jeszcze nie wszystko funkcjonuje tak jak powinno. W tym skupieniu zagraliśmy dobry mecz i rozpoczęliśmy od zwycięstwa. Na drugi mecz nie zdążyły jeszcze niestety nasze dobre znajome z Radomia, które Bartek zaprosił do wspierania drużyny, może właśnie to przyniosło nam pecha w meczu, który przegraliśmy 1:2 z Mistrzem Polski z 2012 w kategorii gimnazjów. Warto zaznaczyć, że brakło nam trochę czasu do wyrównania, byliśmy drużyną zwyczajnie lepszą, a ponadto kiepskim okazał się być sędzia, popełniał błędy niekorzystne dla obu stron oraz, co ciekawe, rozróżniał wślizgi i wślizgi, te pierwsze uznając za przewinienia, drugie natomiast za czyste zagrania.
Ten wynik był jednorazowym wypadkiem przy pracy, wszystkie pozostałe mecze pewnie wygraliśmy, świetnie się przy tym bawiąc, a na koniec ograliśmy rywali 4:1 prezentując w grze duży polot i swobodę. W ten sposób zapewniliśmy sobie awans do 1/8 finału, po świetnej grze Tomka „Pito", najlepszego strzelca tego dnia oraz bramkarza Aleksandra, który wyjmował piłkę z siatki tylko trzy razy, co było świetnym wynikiem. Na boisku zdążył zaprezentować się nawet Portfel, przez większość awizowany do głębokiej rezerwy. Niestety, w jednym z meczy kontuzję odniósł Maciek, wykluczyła go ona z gry już do końca Mistrzostw, co na pewno nas osłabiło – w przeciwieństwie do niego samego, ponieważ w nagrodę spędził 10 minut na indywidualnym masażu u sanitariuszki. Drużyna swoje wsparcie przekazała głośnym „Maciej!!!!!!!!" dobiegającym z trybun.
Rewelacyjnie zaprezentowali się również nasi reprezentanci w kategorii szkół podstawowych, doskonali Seba i Kuba zapewnili gole dające awans w bardzo dobrym stylu. Z podopiecznych Mateusza należy wyróżnić również bramkarza, również Kubę, który przepuścił tylko dwie bramki. Pierwszy dzień sukcesem zakończyły więc obie nasze drużyny.
Rozgrywki rozgrywkami, no ale przecież byliśmy w Radomiu, więc wszyscy szybko zaczęliśmy się zastanawiać jak znaleźć osławioną „chytrą babę"! Cóż to byłby za zaszczyt móc ją poznać osobiście. Niestety rzeczywistość okazała się być okrutna, Radom pełny jest chytrych, a co gorsza niemiłych „bab". Przekonaliśmy się o tym kilkakrotnie, gdy wykazano się wobec nas wyjątkową niegościnnością, m.in. na śniadaniu, gdy jedna z chytrych miała do nas pretensje o to, że nie zrzuciliśmy ogórka do odpowiedniego kubła lub nie wylaliśmy do końca herbaty do wiaderka obok, podczas gdy nikt wcześniej o tym ani nie mówił, ani nie tłumaczył, czy nawet nie poprosił. Co więcej, owe chytre głośno narzekały na to, że nasi młodsi koledzy z podstawówki nie dojadają posiłku do końca, podczas gdy logicznym zdaje się, że porcja dla dorosłego mężczyzny będzie za duża dla dziecka.
Wspólnie z księdzem uznaliśmy również, że Radom zaskoczył nas najsłabszymi warunkami zakwaterowania. Zabawna historia, wiedzieliśmy, że będziemy spać w szkole, ale gdy zszedłem się rozejrzeć po parterze, a ksiądz krzyknął do mnie „Damian, na prawo nasza sypialnia!" znalazłem się w szerokim szkolnym korytarzu i zacząłem szukać wzrokiem najbliższych drzwi. Nie mogąc ich znaleźć zapytałem „Gdzie??", by w odpowiedzi usłyszeć „Tu" i zobaczyć jak ksiądz wskazuje na podłogę korytarza.... Udało nam się sprowadzić materace dla chłopaków z podstawówki, nam została twarda podłoga, lub ławki z korytarza, na których przyznam, że nawet nie tak źle się spało. Ci z chłopaków, którzy jednak wspaniałomyślnie zapomnieli zabrać śpiworów zmierzyli się z nocą na gołej podłodze.
Chytre baby swą naturę pokazały również gdy chcieliśmy wziąć prysznic. W szkole, jak się dowiedzieliśmy był jeden (na 50-ciu lokatorów), niestety zamknięty na klucz, który kazano nam znaleźć samemu - udało się to pół godziny później. „Prysznic", choć to nazwa mocno naciągana, okazał się być otwartą wnęką w ścianie z której wystawały trzy rury. Warunki, iście spartańskie, choć w pozytywnym, jak dla mnie, tego słowa znaczeniu.
Drugi dzień od rana przebiegał pod znakiem emocji związanych z kluczowymi meczami, blisko dwie godziny, po dotarciu na halę, przyszło nam czekać na mecz nr 8, w którym nasi mieli zmierzyć się z drużyną z Białegostoku. Czas spożytkowaliśmy bardzo skutecznie, podziwiając dyspozycję sędziego Mariana, z którym Rafał zrobił sobie nawet zdjęcie. Mieliśmy również zaszczyt zobaczyć w akcji mierzącego 137,5 cm wzrostu Johna Rambo, który własnym sprytem wyeliminował z rozgrywek jednego z faworytów z Lubartowa. To wszystko oczywiście przy głośnych krzykach z trybun, to już chyba tradycja, że zawsze jesteśmy najgłośniejszą drużyną, nie tylko na boisku, ale szczególnie na trybunach, gdy oczekujemy na mecz. Zobaczyliśmy również dramatyczną porażkę w rzutach karnych naszych przyjaciół z Zaczernia, z którymi wspólnie podróżowaliśmy z Rzeszowa do Radomia.
Rywal z Białegostoku był nam absolutnie nieznany, choć nie spodziewaliśmy się po nich wiele, zachowaliśmy od początku meczu duże skupienie i mobilizację. Efekty przyszły bardzo szybko, pierwszy gol uspokoił nas i pozwolił na zwycięstwo aż 4:0, a więc najbardziej efektowne, ze wszystkich meczy 1/8 finału. Do najlepszej ósemki w Polsce wkroczyliśmy w wielkim stylu.
Już przed tym meczem wiedzieliśmy, że na etapie ćwierćfinału naprzeciwko nas stanie Mistrz Polski 2012 – Janów Lubelski. Profesjonalna drużyna, która przywiozła własnych masażystę i lekarza, bardzo szeroką kadrę i jak zwykle charakterystyczną, bardzo szybką grę piłką. Pojedynkowaliśmy się z nimi już przy okazji Towarzyskiego Turnieju Świątecznego, który odbył się w Rzeszowie w ostatnich dniach minionego roku. Wtedy przegraliśmy 4:5, a trzeba zaznaczyć, że nie dysponowaliśmy pełnym składem. Po obejrzeniu meczy 1/8 finału, wiedzieliśmy też, że to najsilniejsza drużyna w tym roku i jeśli ich pokonamy, droga nawet do mistrzostwa stanie przed nami otworem.
Mecz zaczął się dla nas fatalnie. Bardzo szybko straciliśmy gola, po prostym błędzie w defensywie, śmiało trzeba powiedzieć, że to my sami sobie go strzeliliśmy. Próbując odrobić stratę zagraliśmy bardzo dobrze, przeważając przez większość meczu, jednak podczas gdy musieliśmy się odsłonić by atakować, rywal zdołał nas skontrować, choć tym razem gol padł po absurdalnym samobójczym rykoszecie, w efekcie tego podarowaliśmy dla Janowa prowadzenie 2:0. Takim wynikiem sędzia Marian zakończył mecz, a nam, jako najlepszej drużynie z przegranych w ćwierćfinałach, przypadło w udziale piąte miejsce w Polsce.
Poziom piłkarski rozgrywek wcale jednak nas nie przerósł, przeciwnie, zgodnie uznaliśmy, że prawdopodobnie byliśmy jedną z trzech najlepszych w grze drużyn turnieju, a gdyby los nie skojarzył nas z późniejszym Mistrzem – Janowem, już w ćwierćfinale, prawdopodobnie moglibyśmy się spotkać z nimi dopiero w wielkim finale, przy obecności tysiąca widzów.
Czwartek nie był szczęśliwy również dla naszej młodszej drużyny, która pechowo na Mistrzów 2012 z Łodzi trafiła już w 1/8 finału, ostatecznie chłopcom udało się wywalczyć 13 miejsce, co jest bardzo dobrym wynikiem ze względu na to, że trzon drużyny stanowili 4- i 5-klasiści.
Najpiękniejszy moment mistrzostw? Zaskoczę was. Nie był to awans z grupy, nie było to zwycięstwo, które zapewniło nam piąte miejsce, nie była to też noc pełna śmiechu, ani genialna zabawa na trybunach czy pożeranie hamburgera w całości. Najpiękniejszym był moment modlitwy przed rozpoczęciem gry w drugi dzień. To chłopaki powiedzieli – „Damian, idziemy się pomodlić", ja nie musiałem nikomu nic mówić. To właśnie w tej tylko chwili wszyscy potrafiliśmy zamilknąć i skupić się na tym co nas czeka. W połowie przestałem mówić, wzruszenie zacisnęło mi gardło – to piękne doświadczyć Wiary, która potrafi łączyć ludzi niezależnie od wieku, pochodzenia czy miejsca i celu.

„Boże,
Nie wiem co dla nas zaplanowałeś,
Nie mogę też wiedzieć co chcesz nam dziś dać.
Ale bądź pewny, że niezależnie od Twojej woli,
Zrobimy na boisku wszystko, bo pokonać każdego!
Ty zdecyduj czy uczynisz nas zwycięzcami.
Błogosławiona Karolino – Módl się za nami!"

To moja odpowiedź dla każdego, kto nadal jest zdania, że bycie w LSO „tylko" dla piłki nie ma sensu.
Ceremonia zakończenia VIII Mistrzostw Polski LSO przygotowana była bardzo ciekawie, a medaliści weszli na halę przy dźwięku znanego wszystkim hymnu Ligi Mistrzów UEFA, choć przyznam, że nie wiem na jakiej podstawie skojarzono te dwa rodzaje rozgrywek. Półtorametrowe puchary dla mistrzów dumnie prezentowały się w tle zwycięzców, którymi tym razem jeszcze nie okazaliśmy się być my, ale piąte miejsce to już najwyższy poziom, to pozycja dzięki której chłopaki nabierają przekonania o własnej wartości, no i przede wszystkim znaczny awans w porównaniu z 16 pozycją rok temu.
Wracając do tego zagadkowego hamburgera pożeranego w całości - powrót rozpoczęliśmy od wizyty w fast foodzie, w końcu sportowcy muszą odżywiać się „dobrze". Kierowcy się spieszyło, wobec czego kazano nam zabrać jedzenie do autokaru, gdzie po chwili na telefony chłopaki nagrali Maćka który wkłada całego hamburgera jednorazowo do ust. Wyglądało to komicznie, a film miał być dostępny w Internecie, ale jak na razie go nie widziałem.
Nikt z nas nie wie gdzie mistrzostwa zawitają za rok, ale chłopaki są zdeterminowani by w nich wystąpić i zaprezentować się jeszcze lepiej. Mocniejsi będą również chłopcy z podstawówki, wraz z Mateuszem liczymy na bardzo wiele w przyszłym roku, mam nadzieję, że wreszcie marzenia, które kiedyś, gdy sam grałem w Mistrzostwach Polski, zdały mi się niewykonalne, uda się nam urzeczywistnić, ale do tego jeszcze wiele czasu i bardzo długa droga do wywalczenia awansu do tych rozgrywek. Na razie jesteśmy jednak przekonani, że te dwa dni weekendu wykorzystaliśmy w najlepszy z możliwych sposobów.

dla bl-karolina.eu
Damian Malesa

 radom 002

Zapraszamy do obejrzenia kilku zdjęć: Mistrzostwa LSO w Radomiu.

 

Św. Florian – Patron Strażaków

5 minutes | 1039 words


4 maja to dzień, w którym Kościół katolicki wspomina św. Floriana męczennika. Tego dnia również obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Strażaka.

florian

Żywot świętego
Święty Florian urodził się ok. 250 roku (według niektórych źródeł ok. 190 roku) w Zeiselmauer w Dolnej Austrii. Jego życie przypadło na okres prześladowań chrześcijan. W młodym wieku został powołany do armii cesarza rzymskiego - Dioklecjana (284-305). Był organizatorem i dowódcą oddziałów gaśniczych wchodzących w skład armii Imperium rzymskiego. W roku 304 ujął się za prześladowanymi legionistami chrześcijańskimi, za co został skazany na karę śmierci. 4 maja 304 r. poniósł śmierć męczeńską w nurtach rzeki Enns (Anizy), na terenie dzisiejszej Górnej Austrii, w miejscowości Lauriacum (obecnie Lorch). Ciało Floriana odnalazła wdowa Waleria, której we śnie miał się ukazać św. Florian, wskazując miejsce, gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Wdowa pogrzebała je w miejscowości, którą od imienia świętego nazwano, St. Florian.
Św. Florian był człowiekiem wrażliwym na potrzeby innych i spieszył im z pomocą. Można przypuszczać, że potrzeba niesienia pomocy była zakorzeniona w cnocie miłości, bowiem sam był chrześcijaninem. Jako urzędnik cesarski musiał zdawać sobie sprawę z tego, że sposób jego postępowania jest niezgodny z nakazami cesarskimi i gdy zostanie schwytany, może ponieść śmierć, a mimo to nie zrezygnował z powziętego zamiaru. W jego postawie i osobowości z jednej strony widać cechy rycerza, a z drugiej ogromną wrażliwość i delikatność. Nic więc dziwnego, że ten majowy patron budził nadzieję u wieśniaków, patrzących na budzącą się przyrodę, szczególnie na zboża, z których ma być chleb i zachęcał do ufności, że będzie czuwał nad tym, aby w razie niebezpieczeństwa pożaru Boże plony nie zostały zniszczone.


Dotychczas praca strażaków ograniczała się do gaszenia pożarów. Dzisiaj spieszą oni do wszelkiego rodzaju wypadków: pożarów, wypadków drogowych, katastrof, powodzi. Papież Pius XI powiedział o nich: „Uważam strażaków poniekąd za apostołów dobroczynności i miłosierdzia". Jan Paweł II stwierdził, że strażacy są tymi, którzy „wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi".


Relikwie
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię".
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa", czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem).
Błogosławiony Jan Paweł II pisał o Św. Florianie tak: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi".

Modlitwa do Świetego Floriana

 

Święty Florianie, - módl się za nami.
Nieustraszony Męczenniku Chrystusowy,
Niezwyciężony Obrońco wiary świętej,
Mężny rycerzu Chrystusowy,
Setniku umiłowany przez swoich żołnierzy,
Wraz z żołnierzami umęczony za wiarę,
Pelikanie krwią męczeńska płynący,
Przemożny Orędowniku u Boga w czasie klęsk żywiołowych,
Obrońco nasz przed klęska ognia,
patronie walczących z klęska pożarów,
Przykładzie stanu rycerskiego,
Opiekunie polskiego narodu,
Wielokrotny obrońco naszego miasta,
Od wieków czczony na Kleparzu,
Orędowniku we wszystkich naszych potrzebach.

 

 

ks. Paweł Samborski

Kalendarz spotkań grup duszpasterskich

   oaza lso diecezja rz DRcaritas dzielo  indeks

Kalendarz wydarzeń